herb księstwa Irlandia

Kronika: Ostatnia paróweczka księcia Barry Kenta.

Przygotowane pod panowaniem władcy: Brian Boru.

środa, 20. marca Anno Domini 1424

Księstwo: Irlandia

Władca Kentu, Wielki Alfred już od urodzenia był wyjątkowym człowiekiem. Liczył on bowiem chyba już od kołyski.
Liczył, trzeba przyznać bardzo przebiegle. Chyba tylko dla zmyłki w herbie swego księstwa umieścił jakieś wyszukane bazgroły z ornamentami a przecież najbardziej odpowiednie byłyby wielkie liczydła z perłowymi koralikami.
Brian Boru, wspaniały władca Irlandii, jak już złapał grunt pod nogami to zaczął się rozglądać po okolicy i nasłuchiwać co w trawie piszczy. Jako pierwsze odgłosy usłyszał wyrachowane sapanie Wielkiego Alfreda, że tu jest mojo i my tu stoim i stać będziem, bo taki jest nasz interes. No dobra, nie ma co się spierać z takimi dokładnymi wyliczeniami. Następnie Brian Boru usłyszał różne piosenki śpiewane przez Randuda z Fryzji. Brian polubił Randuda i posłał jemu złotego talara za śpiewanie tych różnych dźwięków. Randud chyba stracił czujność od tego powodzenia na estradzie i wlazł prosto w łapy pokojowego zwiadu Irlandii, no i mimo szczerych ofert pokojowych Briana, postanowił spróbować jak wygląda drobna bijatyka w praktyce. Po tej imprezie na jakiś czas Rndud przestał śpiewać. Po jakimś czasie wydobrzał i znowu zaczął śpiewać.
Następnie Brian usłyszał gbura Dal Ratę. Ten to z poezją i śpiewem niewiele miał wspólnego. Pisał mniej więcej w te słowa " sram na ciebie i twoje księstwo". Trzeba przyznać, konkretnie i bez ceregieli przemawiał Dal Rata do bliskich sąsiadów.
Brian Boru wszystko to skrupulatnie notował w swoim tajnym kajecie i układał misterny plan podboju świata.

Ostatecznie wypadło na to, że najsampierw trzeba sprawdzić co tam w środku ma Wielki Alfred. Było podejrzenie, że wielki Alfred to leśnik, czyli coś w sam raz dla Briana Boru. W tym celu Brian Boru zgromadził grupę wiernych przyjaciół oraz różne ostre narzędzia przemocy i wyruszył pod miasto Dover w ziemiach Kentu.
Tak jak na początku swego życia Wielki Alfred nawet coś mamrotał pod nosem do nas, najchętniej jakiś duże liczby, to na widok naszego wojska Wielki Alfred całkowicie zaniemówił. Z początku bardzo nas to skonfundowało, bo może ten obraz naszej nyndzy i bidy tak zdołował Wielkiego Alfreda. Mówi się trudno, jak mawiali starożytni Irlandczycy, tak krawiec kraje jak jemu materiału staje. Raczej pospiesznie idziemy zwiedzać starówkę w Dover.
Jeszcze dobrze nie wyszliśmy z pierwszego zakrętu a tuuu...
Im bardziej idziemy tym bardziej nam opada szczęka ze zdziwienia i zgrozy.
Wojsko Kentu jest obwieszone wszelkim żelastwem aż do przesady.
Ludzie kochani, jaki to leśnik? To ewenement w czystej postaci, czyli górnik z wielkim leśnym miastem nad jeziorem...
No i tutaj nastąpiła przerwa w naszych notatkach, bo Brian Boru zachodził w um, co w tej sytuacji... no żeby nie wyjść na dawcę organów...

W czasie przerwy Wielki Alfred wykonał kilka zdecydowanych manewrów, bez zwłoki powołał wieśniaków z dwu miast , czyli widać , wie chłopina z której strony chleb posmarowany masłem... Nie jest dobrze, pomyślał Brian Boru.

Aby nie przedłużać , 480 naszych wyjątkowo zielonych zakapiorów stanęło twardo oko w oko z 880 leszczami Kentu. Leszcze Kentu przytachali ze sobą ponad 400 kusz i ponad 150 rohatyn, no innego badziewia to nawet nie liczę bo to nikomu nie imponuje w tym świecie.

Się powiedziało A to trzeba powiedzieć B... Brian Boru nie miał zamiaru niczego kombinować. Nasze wojsko zostało przykładnie wbite w glebę przez metalowych leszczy z Kentu i jest po ptakach. Briana Boru nawet to zbytnio nie zabolało, bo to taki świat... nie dla Briana Boru... niestety.

spisano w Dublinie , przed i po piwie.

Wyszukiwarka:

Średnia ocena będzie prezentowana, gdy liczba ocen przekroczy 5.

Tylko gracze z opłaconym kontem mogą oceniać kroniki.

Inne kroniki tego księstwa:

  • 20. marca 2024
    Ostatnia paróweczka księcia Barry Kenta.